Przez cały grudzień powtarzałam sobie, że zrobimy to czy tamto "po świętach" i "na spokojnie"... A gdzie tam, luty za pasam a my wciąż w biegu i z obłędem w zmęczonych oczach. Tu się wali, tam skrzypi ostrzegawczo. Plany się prują jak stare łachy i człek nie nadąża machać nad nimi igłą. Niemniej staramy się jak tylko możemy, choć smuci nas fakt, że akuratnie teraz dzieje się to kosztem blogowania. Mając świadomość, że święta JUŻ w marcu, przywlokłam z piwnicy zeszłoroczne wydmuszki, wosk i pudełko barwników do jaj. Część barwników była luzem, w papierowych zawiniątkach, bez możliwości zidentyfikowania koloru. "Wyjdą jakie wyjdą" pomyślałam wsypując je jak popadnie do słoików, ale uważając jednak, by nie było za dużo ciemnego proszku. Zawsze chciałam wymieszać kolorki jak bądź i na przekór, ale jakoś szkoda mi było materiału na nieudane eksperymenty, a tu proszę...
Moje ukochane tonacje! Ziemia w najpiękniejszych odsłonach brązów i zieleni. Teraz wystarczy je tylko wypolerować z odrobiną tłuszczyku, by barwy odżyły i nabrały głębi i już wiem, na jakie kolory (prócz obowiązkowej czerwieni) chciałabym farbować pisanki w tym roku... Obawiam się tylko, że będę miała nie lada problem z powtórzeniem owego barwnego eksperymentu :)))
Moje ukochane tonacje! Ziemia w najpiękniejszych odsłonach brązów i zieleni. Teraz wystarczy je tylko wypolerować z odrobiną tłuszczyku, by barwy odżyły i nabrały głębi i już wiem, na jakie kolory (prócz obowiązkowej czerwieni) chciałabym farbować pisanki w tym roku... Obawiam się tylko, że będę miała nie lada problem z powtórzeniem owego barwnego eksperymentu :)))
Natomiast jakiś czas temu wzięłam udział w zabawie "podaj dalej", więc i u nas niedługo jej dalszy ciąg. Wygrają trzy pierwsze, komentujące osoby, aaaale o tym następnym razem. Uplotłam tez kilka pierwszych koszyków z papierowej wikliny, oj, połknęłam bakcyla na całego, teraz zapamiętale gromadzę zapasy starych gazet, biorę po kilka ulotek w sklepie miast jednej i na miejscu sprawdzam, czy są szyte czy klejone, ale o tym... już wiecie - następnym razem :)))
Pozdrawiam Was serdecznie i kolorowo kochani,
miłego tygodnia :D
*
Tradycyjnie malowane jajeczka z użyciem woskowych wzorków...bezcenne.Niestety ja tak nie potrafię ;-(
OdpowiedzUsuńHej Bałatko, wbrew pozorom pisanie takich właśnie jajeczek jest bardzo proste i skoro masz cierpliwość do zdobienia pisanek reliefami to i z tymi sobie spokojnie poradzisz. Postaram się po drodze przybliżyć taką batikową metodę zdobienia (ja używam główki od szpilki do nanoszenia wosku kreseczkami), albo nakręcić filmik ze wskazówkami, żeby tylko czas pozwolił :D Pozdrawiam Cię serdecznie
UsuńOj, byłoby super. Dzięki Tobi tradycja malowania jajek woskiem nie zaginie ;-) Pozdrawiam
UsuńJaja prima sort! :)
OdpowiedzUsuńŚliczne kolory :)
OdpowiedzUsuńJa sobie ciągle obiecuję że zacznę w końcu drapanie jejek, ale jakoś wiecznie czasu brakuje ... no właśnie ;)
Jajka przepiękne.Kiedy byłam dzieckiem moja babcia przysyłała nam takie jajeczka na święta.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńcudnie wykonane !
OdpowiedzUsuńPięknie...:)
OdpowiedzUsuńpięknie wyszły :) takie jak ziemia, wiosenne :)
OdpowiedzUsuńMoni, do pełni zachwytów brakuje mi tylko wersji z warjacjami na blue.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za długie milczenie, ale nie było jak się odezwać, a później nie miałam do tego sił...
Pozdrawiam Ciebie i Norberta mocno, mocno, mocnoooo!
I bardzo też :)))