Już zdążyłam podzielić się z Wami moim uwielbieniem dla wzorzystych, i na ten przykład lnianych materiałów. Babcia moja była krawcową i zawsze powtarzała, że gdy dziecięciem nierozgarniętym byłam, to moim ulubionym zajęciem było troczenie szmatek. By mnie czymś zająć rzucała mi na stół różniaste, materiałowe ścinki, a to w kratkę, a to w grochy, kwiaty, paski, czy gładkie... ważne, by wielobarwnie i obficie było, a ja znikałam wtedy na długie godziny. Przede mną mnożyły się małe stosiki z pofalowanych niteczek, a babcia w tym czasie doiła krowy, czy też gotowała obiad dziarsko krzątając się po kuchni. Pamiętam, że i mojemu bratu podsuwano owo szmaciane zajęcie, ale z nim było ciężej, gdyż upodobał sobie przyszywanie guzików i zatrzasków, a w tym, niestety zawsze ktoś dorosły musiał pomagać :)
Nie sądziłam, że szycie tak mnie wciągnie i aż dziw bierze, że nie spróbowałam tego wcześniej, mając na uwadze fakt, że to właśnie u babci najczęściej spędzałam wakacje, zasypiając w poniemieckim domu, kołysana do snu miarowym stukotem maszyny do szycia. Teraz nadrabiam zaległości, w tej samej, ukochanej chałupce, choć starszej o ponad ćwierć wieku, tak jak i ja :)
W łapki wpadły mi takie oto kwieciste, lniane, dość grube zasłony. Nigdy nie spełniły się w swojej roli, cierpliwie spoczywając w worku. Z pewnością ze względu na ciężar, u nas wieszało się w oknach raczej zwiewne tkaniny, tak by mogły one swobodnie tańczyć na wietrze. Z lnianego cuda powstała torba, raczej „na próbę”, bowiem wzór wymarzyłam sobie biegnący środkiem, a on nieco wyskoczył mi ku górze, więc będę powtarzać. Mam jeszcze materiału na dwie takowe… Jako, że tutaj internetu tyle co na lekarstwo i nie ma co liczyć na Waszą pomoc, postanowiłam spruć starą, letnią torbę na ramię i to z niej właśnie wziąć wykrój, a jednocześnie zobaczyć, co i w jakiej kolejności mam przyszyć.
Nic a nic nie żałuję starocia, gdyż ta nowa, och lniana i co najważniejsze: sentymentalna, pięknie układa się na ramieniu, nie krępuje nic a nic ruchów, jest niewyobrażalnie pojemna i (co sobie wymyśliłam, jako, że mam kilka letnich sukienek o jednolitym kolorze), torba jest dwustronna...
"Lewa strona" :
I "prawa", z "wykombinowaną" metką :)
Ha, do wyboru, do koloru… i jak tylko się zachce;) Zapinana na magnesik:
Oczywiście wciąż jestem tutaj bez żelazka, więc twór mój prezentuję Wam ze szwami nierozprasowanymi, co go nieco deformuje… ale już nie mogłam się doczekać, by się nim pochwalić…
A co w planach? Ano nadal torby zakupowe, tylko takie Pin-up. Mam ćwierć beli granatowego materiału w białe grochy, cudny, wytrzymały i zbytnio nie chłonie wody, no na takie zakupówki w sam raz… jak tylko się za nie zabiorę dam znać, ale nie wiem kiedy to nastąpi, gdyż utknęłam przy kandyzowaniu imbiru ;D
(przepis podaję tutaj, polecam, bo bardzo zdrowa to pychotka jest) i papierówkach… taki to teraz nastąpił "słoikowy czas"… no i troszkę "robótkowy"...
Pozdrawiam serdecznie z deszczowego Bezdusza,
życząc Wam, kochani, wielce udanego tygodnia :)
życząc Wam, kochani, wielce udanego tygodnia :)
*
wielce urodziwe, a żelazko to zbyteczna rzecz na bezduszu... No przecież wiatr i słońce i woda i krasnoludki to wszystko ponad prasowanie!
OdpowiedzUsuń...wpędzasz mnie w kompleksy...
OdpowiedzUsuńzawsze mnie kusiło szycie i zdarza mi się coś samej uszyć, ale zwykle nie mam czasu :(
OdpowiedzUsuńtorba przepiękna, a po pierwsze bardzo starannie wykonana.
Twój talent jest na prawdę imponujący! Torba absolutnie boska! Sugeruję następnym razem zamianę magnesika na rzep, bo jest lżejszy. Magnesik "lubi" obrywać tkaninę z czasem - zwłaszcza przy takich większych torbach i jak się nosi ciężkawe czy objętościowe "wyposażenie wnętrza" :)
OdpowiedzUsuńNooo rewelacja! Uwielbiam takie cudeńka, materiał szlachetny, wzór niebanalny i pomieścić można wszytko! Rewelacyjne!
OdpowiedzUsuńświetnie wyszły
OdpowiedzUsuńuwielbiam papierówki
Cudne są!!! Uwielbiam len!
OdpowiedzUsuńDziękuję kochani :) jest mi niezmiernie miło czytać takie ciepłe słowa :) Pozdrawiam gorąco :D
OdpowiedzUsuńrewelacja!
OdpowiedzUsuń